literature

APH DenNor Cztery Pory Roku: Jesien

Deviation Actions

aka-kuro-ame's avatar
By
Published:
1.9K Views

Literature Text

Søren to imię Danii przed chrztem, bo jakby nie patrzeć „Mathias” to „Mateusz” a to jest chrześcijańskie. To samo z Lukasem, a wcześniej Sigurdem. (ktoś mi zwrócił uwagę :/, we „Wiośnie” też zostało poprawione, tak dla informacji tych, którzy czytali wersję bez tej poprawki)




  Zazwyczaj na krótką, skandynawską jesień nie miałem żadnych, konkretnych planów. Często zostawałem w Oslo, czasem podróżowałem po swoich ziemiach. W tym roku Sve zaprosił mnie do siebie.
   Właśnie siedziałem na dworcu, czekając na pociąg do Halden, skąd złapałbym pociąg do Gøteborg, gdzie przesiadłbym się w autokar do Sztokholmu. Tak, podróżowanie w ten sposób było problematyczne i bardzo czasochłonne, dlatego każdy poleciałby na moim miejscu samolotem, ale naprawdę lubiłem podziwiać krajobrazy. Wracając do mojego siedzenia. Siedziałbym pewnie spokojnie przez pewien czas, gdyby nie zadzwonił telefon. „Dan”.
   - Cześć, Dan. Czego chcesz?
   - Jak zwykle nieczuły… Gdzie jesteś, honning? - spytał.
   - W Oslo. A gdzie miałbym być? - odpowiedziałem nieco zaskoczony.
   - Jeśli jesteś w domu, to otwórz drzwi - polecił, a w jego głosie słyszałem, że się uśmiecha.
   - Nie ma mnie w domu. I co TY tam robisz?
   - To już swojego chłopaka nie można odwiedzić? - zdziwił się. - To gdzie jesteś, Nor? - dopytywał.
   - Na dworcu. Za dwadzieścia minut mam pociąg do Halden - odparłem wzdychając. Na bogów, cóż za upierdliwy człowiek.
   - O której odjeżdża?
   - Myślisz, że zdążysz? - roześmiałem się.
   - Słowo wikinga. Pożyczam twój rower - oznajmił. Nie wiedziałem, czy mam się cieszyć, czy martwić. Z jednej strony nie spotykaliśmy się od dwóch tygodni i chciałem się z nim zobaczyć, a drugiej mogłem spokojnie założyć, że jak pojedzie ze mną do Berwalda, to znów zaczną się kłócić.
   - Tylko go nie zarysuj.
   - Nie martw się, umiem jeździć na rowerze - zapewnił. - Mógłbyś kupić mi bilet? Oddam ci kasę.
   - Nie musisz - odparłem. - Ale jak nie zdążysz, to nie czekam.
   - Wiem, wiem. Kocham cię Nor.
   - Ja ciebie też - to powiedziawszy rozłączyłem się. Schowałem do torby książkę, którą wcześniej czytałem i podszedłem do kasy. Na szczęście były jeszcze bilety.
   Naprawdę nie spodziewałem się, że Dan zdąży. Oczywiście chciałem, żeby mu się udało.
   - Hej, Norge - usłyszałem nad uchem, kiedy czekałem, aż będę mógł wejść do właśnie podstawionego pociągu. Odwróciwszy się ujrzałem uśmiechniętego jak zwykle Mathiasa. W lewej ręce trzymał torbę podróżną.
   - Na Thora, Danmark, nie strasz mnie tak! - niemalże wykrzyknąłem. No naprawdę, czy on zawsze musi mnie zachodzić od tyłu?
   - Wybacz - powiedział i pochylił się, by złożyć na moich ustach pocałunek. Jakbyśmy nie byli otoczeni przez kilkudziesięciu ludzi.
   - Nigdy sie nie zmienisz - westchnąłem. Dania chwycił mnie za rękę i razem wsiedliśmy do wagonu.
   - Po co jedziesz do Szwedzia? - spytał, gdy opuszczaliśmy już Oslo. Objął mnie ramieniem i przyciągnął bliżej siebie.
   - Zaprosił mnie na tydzień.
   - Miałeś zamiar nie spotykać się ze mną przez kolejny tydzień? No wiesz?
   - Marudzisz... - westchnąłem. - Przecież i tak byś przyjechał do Berwalda, gdybyś wiedział, że tam jestem.
   - No tak - przyznał i, obróciwszy moją twarz w swoją stronę, pocałował mnie ku zgorszeniu starszego małżeństwa jadącego naprzeciwko. Wbiłem wzrok w książkę, udając, że wcale mnie to nie obeszło. Przez naprawdę długi okres czasu nauczyłem się tłumić emocje, a on tak po prostu budził je we mnie każdym, nawet najlżejszym i niezamierzonym dotykiem. Z tego też powodu niemalże rozpływałem się ze szczęścia przez cała drogę, ale oczywiście nie dałem po sobie nic poznać.
   Kiedy dojechaliśmy na miejsce było już ciemno. Sve czekał na nas, a właściwie na mnie, na peronie. Był nieźle zdziwiony, kiedy zauważył Dana, ale chyba nie był zły. Przynajmniej miałem taką nadzieję, bo mimo wszystko trudno było go do końca zrozumieć.
   - Jak minęła podróż? - spytał, kiedy jechaliśmy do jego domu na przedmieściach Sztokholmu.
   - Nieźle. Poza tym, że Dan cały czas próbował uniemożliwić mi czytanie - odparłem.
   - Czemu wszystko to zawsze moja wina? - zasmucił się Mathias. Uśmiechnąłem się pod nosem.
   - Bo jesteś idiotą - w moim słowniku słowa "Kocham cię" można było znaleźć właśnie pod tym hasłem. A Dan znał cały na pamięć.
   - Wiem, wiem, honning~ - rozpromienił się. Bardzo łatwo było go ucieszyć, ale wbrew pozorom równie łatwo można go zranić. Jednak cały czas stara się uśmiechać, więc trudno to zauważyć.
   - Nie wiedziałem, że zabierzesz ze sobą Dana, więc przygotowałem pojedyncze łóżko - oznajmił Sve, parkując samochód na podjeździe.
   - Nie szkodzi, zmieścimy się - zapewnił go Danmark, otworzywszy drzwi. Ta, zmieścimy. Aha. Pamiętam jak idealnie zmieściliśmy się na pojedynczym łóżku u Emila. Tak idealnie, że Dania zrzucił mnie przez przypadek na podłogę. Uśmiechnąłem się kpiąco i wyciągnąłem z bagażnika swoją torbę, natychmiast zabraną mi przez Mathiasa, który uparł się, żeby mnie we wszystkim wyręczać. Zaczęło się to po moim "wypadku" na Islandii, kiedy mimo zrośniętej już kości nie dawał mi robić nic samemu. Strasznie mnie to denerwowało. Jednakże wymyślił niezawodny sposób, bym mu wybaczył. Zastosował go i w tamtym momencie.
   Pochylił się, by musnąć moje wargi swoimi. Raz, drugi, potem przycisnął je trochę mocniej, by zaraz rozewrzeć moje usta językiem. Wsunął go do środka, poszukując mojego. Dałem mu go znaleźć, poddając się całkowicie jego dotykowi. Kiedy sie odsunął, byłem na siebie zły, że tak łatwo mu mną manipulować.
   - Idiota - mruknąłem idąc w stronę otwartych drzwi, za którymi przed chwila zniknął Berwald. Dania bez słowa ruszył za mną.
   Zostawiliśmy w holu torby i płaszcze i poszliśmy do kuchni. Sve wyjął z lodówki trzy piwa i postawił je na stole.
   - Gdzie Tino? - spytał Dan, łapiąc rzucony przez Szwecję otwieracz.
   - W Moskwie. Wróci pojutrze - padła odpowiedź.
   - Czy on kiedykolwiek jest w swojej stolicy? - zaciekawił się Danmark. Nie żebym też nie był ciekaw, ale to naprawdę głupie pytanie.
   - Przecież tu nie mieszka - odparł Sverige. Po tylu latach znajomości mogłem łatwo zauważyć, że trochę się zmieszał. - Po prostu często tu bywa.
   - My was nie osądzamy, stary. Nor też spędza u mnie sporo czasu, tak jak ja u niego. Po prostu was trochę podziwiamy.
   - Dlaczego? - zdziwił się Berwald, popijając piwo i patrząc na Danię z uniesioną brwią.
   - My po dwóch tygodniach mamy siebie serdecznie dość - wyjaśniłem. - A wy pewnie i po dwudziestu latach czulibyście się dokładnie tak samo.
   - Może.
   - Na pewno - wyszczerzył sie Dan.
   Resztę piwa dopiliśmy rozmawiając o sporcie, filmach, koncertach i starych, dobrych czasach. Czasem tęskniłem za okresem, kiedy była tylko nasza trójka i nikt więcej. Oczywiście teraz już nie wyobrażam sobie świata bez Emila, ani Tino, ale mimo wszystko bardzo dobrze wspominam początki swojego istnienia.


   Nie pamiętam już, kiedy to dokładnie było. Może 750, może 770 rok. Nieważne.
   Przypłynąłem właśnie z ludźmi z mojej wsi do niejakiego Sverige. Okazał się całkiem miły, ale trochę mrukliwy.  W dodatku, nie interesowały mnie dziewki, tak jak innych, więc łatwo mi było zauważyć, że był dość przystojny. I całkiem nieźle się pojedynkował, ale to zauważyłby każdy.
   - Obyśmy zdążyli przed mrozami... - westchnąłem spoglądając na niebo i chowając miecz do pochwy. Podróżowanie zimą nie było zbyt wygodne, ani bezpieczne.
   - Mhm... Jeśli nie zdążycie, możecie przeczekać zimę tutaj - zaproponował z czymś na wzór uśmiechu na twarzy.
   - Omówię to z załogą - odpowiedziałem i odwróciłem się w stronę wybrzeża. Zauważyłem, że podpływa kolejny statek. Z tyłu rozległo się ciche "Na Odyna, tylko nie on", a niemal w tym samym momencie zza burty wyskoczył wysoki, rozczochrany blondyn w czerwonej tunice z toporem na ramieniu. Przeszedł obok mnie z głupawym uśmiechem. Słyszałem jak mówi coś do Berwalda, ale nie dosłyszałem, co to było.
   - Co jest młody? - spytał kapitan mojego statku, gdy podszedłem pomóc mu z wnoszeniem worów na pokład.
   - Nie mów na mnie "młody". Sven jest młodszy, a jego tak nie nazywasz.
   - Wybacz - uśmiechnął się. - Więc, co jest, Sigurd?
   - Jakbyśmy nie zdążyli przed mrozami, to możemy tu zostać - odparłem. Bardzo chętnie poznałbym Sverige lepiej i chyba nawet zaczynałem mieć nadzieję, że nie wyrobimy się na czas.
   - Powiedz mu, że pewnie skorzystamy z oferty - oznajmił.
   - Tak jest - powiedziałem i wróciłem przed chałupę Sve, niemal podskakując z podniecenia.
   - Berwald! - zawołałem przed wejściem. Drzwi otworzyły się i wyjrzał przez nie błękitnooki blondyn, ale nie ten, o którego mi chodziło.
   - Trochę za mocno mu przywaliłem, więc przez chwilę nie wstanie - stwierdził z uśmiechem. - Ale chyba się nie obrazi, jeśli cię wpuszczę - dodał. Wszedłem za nim do środka.
   - Mogę o coś spytać?
   - Jasne - odpowiedział wyciągając znikąd dzban piwa.
   - Kim ty w ogóle jesteś i czemu Berwald leży nieprzytomny? - wybuchnąłem.
   - Danmark, ale mów mi Dan, ewentualnie Søren - przedstawił się. - A ty? - spytał wyciągając rękę.
   - Nordvegr, Sigurd - nie uścisnąłem jego dłoni. - Więc, co z nim? - szczerze, byłem wkurzony. Nie chodziło o to, że pobił Sverige, bo w tamtych czasach każdy lał się z każdym, ale raczej dlatego, że uświadomiłem sobie, że jestem idiotą. A utwierdziła mnie w tym kolejna wypowiedz Sørena.
   - Pobiliśmy się o pewną dziewkę...
   - Aha - westchnąłem. - Pewnie jest naprawdę piękna - powiedziałem, wbrew sobie udając entuzjazm.
   - O, i to jeszcze jak... Ale... - zaciął się.
   - Ale?
   - W sumie nieważne.
   - Jak tam chcesz. Jak sie ocknie, powiedz mu, że pewnie zostanę na zimę.
   - Zostaniesz? - rozległo się mruknięcie gdzieś za naszymi plecami. - Danmark, ty sukinsynu...
   - Nie moja wina, że nie umiesz się bić - odpowiedział Dan.
   - Spieprzaj... Witaj Nor. Co tu robisz?
   - Ten tu mnie wpuścił. Chciałem ci tylko przekazać, że pewnie zostanę na zimę - odpowiedziałem.
   - Cieszę się - odpowiedział.
   - Świetnie! Lepiej się poznamy! - wykrzyknął Danmark. - Nor, mam nadzieję, że zostaniemy przyjaciółmi - dodał. Muszę przyznać, że, mimo iż brzmiało to głupio, było całkiem miłe. Poza tym, że już zaczął zdrabniać moje imię...
   - Ta - odpowiedziałem. - Wszystko w porządku, Sve? - upewniłem się, przypatrując mu się. Z rozciętego łuku brwiowego wcześniej sączyła się krew, ale zakrzepła.
   - Tak - odparł siadając. Wstałem z krzesła, wziąłem ze stołu kawałek szmaty i zanurzyłem w wiadrze z woda, stojącym u stóp łóżka. Usiadłem obok Berwalda i wyciągnąłem rękę.
   - Mogę? - spytałem. Skinął głowa. Obtarłem mu krew z twarzy, starając się sprawić mu przy tym jak najmniej bólu. Oprócz brwi miał też rozciętą wargę i podbite oko. Ale nie pozostał Sørenowi dłużny, bo tamten na pewno miał złamany nos, jak i śliwę na oku oraz zmiażdżone usta. Może i nie dorównywał wyglądem Szwedowi, ale również był niczego sobie, z tymi rozwichrzonymi włosami i szaleńczym błyskiem w oku. Wstał z krzesła, usiadł po mojej drugiej stronie i przypatrywał, jak szeptałem pod nosem zaklęcia leczące. Gdy skończyłem naprawiać Sverige zwróciłem się do Dana. - Przysuń się, ciebie też poskładam - posłuchał polecenia. Cieszył się z nastawionego nosa już pół minuty później.
   - Ale mi nie usunąłeś śliwy, tak jak Sve - zauważył, kiedy podszedł sprawdzić w tafli wody w wiadrze jak wygląda.
   - Moja moc nie jest nieskończona, a zrastanie kości zabiera jej dużo więcej, niż usuwanie skaleczeń, czy siniaków. A to zniknie ci za dwa dni.
  - Dziękuję, Nor - powiedział z uśmiechem, który nawet mnie zmusił do uniesienia kącików warg. Usiadł z powrotem obok mnie i cmoknął w policzek. Odepchnąłem go.
   - Czy wyglądam ci na dziewkę, że mnie całujesz, idioto? - właściwie było to idiotyczne pytanie. Oczywiście, że przypominam dziewczynę. Magia była domeną kobiet, dlatego czasami powodowała u jej użytkowników delikatne, prawie damskie rysy. Zdarzały się również zmainy zachowania, ale te były dużo rzadsze.
   - Wybacz. Ale...
   - Ale co?
   - Nic, wybacz.
   - Dobra, muszę już iść, Sve - zwróciłem się do gospodarza.
   - Wpadnij jeszcze - zaproponował Danmark. Sverige poparł go milcząco.
   - Jak tylko będę mógł - odpowiedziałem wstając. - Miło było cię poznać, Dan - dodałem. Gdy kilkanaście minut wcześniej wchodziłem za nim do tej chałupy, nie sądziłem, że będę mógł powiedzieć to szczerze, ale naprawdę cieszyłem się, że go poznałem. Z tą myślą ruszyłem w stronę statku.
   - Nor! - usłyszałem za plecami wołanie. Nim się odwróciłem, dopadł mnie Søren. - Zostawiłeś to - oznajmił podając mi sztylet, który zazwyczaj nosiłem przy pasie. Był to prezent od mojego przybranego ojca.
   - Dziękuję.
   - Ym... - wyglądał, jakby chciał coś jeszcze powiedzieć, ale tylko się pożegnał i wrócił do Berwalda. Musieli być naprawdę dobrymi przyjaciółmi... Żeby tak się pobić i wciąż normalnie rozmawiać... Było to dość niezwykłe.
   - Cześć Sigurd - powitał mnie Sven na pokładzie. - Gdzie byłeś?
   - Tu i ówdzie.
   - Niech zgadnę, szukałeś kolejnej "przygody"? - spytał z kpiącym uśmieszkiem. Lubił nabijać się z moich prefrencji, ale nie było w tym nic złośliwego, takie zwykłe przekomarzanki. Było to tym dziwniejsze, że za samo oskarżenie o zainteresowanie mężczyznami można było zabić bez konsekwencji. Co nie zmieniało faktu, że mimo iż cała załoga coś podejrzewała, nigdy nikt poza synem kapitana o tym nie wspominał.
   - Przezabawne - skomentowałem.
   - Widziałem, jak ten blondyn w czerwonym przyniósł ci sztylet. Niczego sobie, co?
   - Ta, ale Sverige również, a nawet bardziej - oznajmiłem. - Na Thora, znów wszystko ze mnie wyciągasz...
   - Tak już mam - odpowiedział z uśmiechem. - Czyli na zimę masz zapewnioną zabawkę?
   - Nie "zabawkę" - westchnąłem zdegustowany tym określeniem. - Poza tym obaj pobili się dzisiaj o jakąś dziewkę.
   - Biedactwo - wyciągnął ręce chcąc mnie przytulić. Czasem traktował mnie jak... kogoś w rodzaju młodszej siostry.
   - Zjeżdżaj - mruknąłem i ruszyłem do swojej kajuty.
   Tak jak wszyscy przewidzieliśmy, nie wyrobiliśmy się na czas. Tak samo było z Danem, więc teraz tę małą wieś zamieszkiwało dwa razy więcej ludzi niż powinno. Mnie i Sørena przygarnął Berwald, udostępniając nam jego drugą chatę, niedaleko tej, w której sam mieszkał. W ciągu tych kilku miesięcy staliśmy się naprawdę dobrymi przyjaciółmi i szybko przekonałem się, że ich bójka o dziewkę, która pokrzyżowała mi plany, nie miała właściwie żadnego znaczenia bo Danmark i Sverige tłukli się o wszystko. Raz, gdy próbowałem ich rozdzielić, przez przypadek również oberwałem.
   - Przepraszam, Nor. Nie chciałem - tłumaczył się Dan.
   - Nic mi nie jest... - mruknąłem zwijając dłoń w pięść. Zaczynali mnie już wkurzać...
   - To dobrz... - zaczęli naraz, ale w momencie gdy wbiłem im pięści w brzuchy, wypuścili gwałtownie powietrze i zwinęli w kłębek u mych stóp.
   - Pamiętacie w ogóle o co się bijecie?! - zdenerwowałem się.
   - Nie - przyznał Sve.
   - Przepraszamy, Nor - dodał Dan podnosząc się z ziemi.
   - I?
   - To się więcej nie powtórzy.
   Oczywiście, powtórzyło się. Znów ich rozdzielałem, znów obiecywali, że to się nie powtórzy i znów się powtarzało. I tak w kółko.

   - Dan - odezwałem się idąc chwiejnym krokiem za podchmielonym Danią po schodach.
   - Szo?
   - Pamiętasz, jak się poznaliśmy? - spytałem.
   - Oszywiście... Byłeś słodziuchny jak dziewszyna - odpowiedział stając i odwracając ostrożnie.
   - Chodź, Dan, jesteś pijany.
   - No, jestem - wyszczerzył się opierając się o mnie. Jako że też nie byłem do końca trzeźwy, zatoczyliśmy się na barierkę. Szybko odzyskawszy równowagę, pomogłem mu wejść na górę i się rozebrać.
   - Powinniśmy się wykąpać - stwierdziłem wyciągając z torby Dana piżamę i rzucając mu ją.
   - To chodźmy - wymruczał, podchodząc do mnie chwiejnym krokiem i kładąc mi dłonie na biodrach. - Razem będzie szybciej - dodał wsuwając powoli rękę pod moją bluzkę.
   - Kusząca propozycja... Chyba skorzystam - stwierdziłem splątując palce na jego karku i stając na palcach. Lekko sie pochylił, by mnie pocałować.
   - Kocham cię bardziej niż wszystkie piwa razem wzięte - oznajmił bardzo poważnym tonem, ale mało nie wybuchnąłem śmiechem. To wyznanie było najbardziej Mathiasową forma powiedzenia "Kocham cię ponad wszystko", jaką mógł wymyślić.
   - Wiem. Jesteś idiotą, Dan - westchnąłem. - Chodź do łazienki.
   Dobrze, że Berwald ma dużą wannę. Coś mi się wydaje, że on i Tino czasem też korzystali z niej w ten sposób, jak i na wiele innych. My nie przeszliśmy do "innych sposobów". Kochanie się z pijanym Danią było głupim pomysłem, jeśli na następny dzień chciało się móc wstać, albo choćby siedzieć. Wróciliśmy więc do naszego "jednoosobowego" łóżka, które okazało się być tylko trochę mniejsze od łóżka teoretycznie podwójnego. Mimo iż mieliśmy wystarczająco miejsca, by spać normalnie, przytuliliśmy się do siebie nawzajem. W ten sposób było dużo cieplej. I istniało pewne prawdopodobieństwo, że Danmark mnie nie zrzuci.
   Miałem rację, nie zrobił tego. Przez całą noc ściskał mnie jak cenny skarb, co muszę przyznać, wydało mi się dość urocze. Nie puścił mnie póki się nie obudził, a nawet wtedy opierał dłoń o mój bok. Było dość wcześnie, więc postanowiliśmy jeszcze nie wstawać.
   - Hej, Nor... Pamiętasz początek naszej unii?
   - Pamiętam. Bardzo dobrze - odpowiedziałem.


   - Wreszcie będziemy w dłuższej unii - mówił podekscytowany Danmark, niemal skacząc wokół mnie.
   - Tak, tak. Ile razy masz zamiar to powtórzyć.
   - Nawet nie wiesz jak się cieszę! - wykrzyknął ściskając mnie i mało nie łamiąc mi żeber.
   - Ale czuję... - wydusiłem depcząc mu stopę.
   - Hehe... Przepraszam, Nor - powiedział poluźniając chwyt, tak, by obejmować mnie bez miażdżenia organów.
   - Jutro nastąpi koronacja i oficjalnie zostaniemy jednym państwem po raz... któryś tam - oznajmiłem odsuwając go od siebie. Czułem się trochę nieswojo. Niby robił to dokładnie w ten sam sposób od kilkuset lat, ale kiedy nie widzieliśmy się przez ostatnie pół wieku coś się we mnie zmieniło. Nie była to drastyczna zmiana, zauważyłem ją dopiero, gdy kilka dni temu przybyliśmy. Kiedy go zobaczyłem, razem z tym wiecznie promiennym uśmiechem, roześmianymi oczyma i głupią gadką, serce zaczęło walić mi jak opętane, a gdy uściskał mnie na powitanie, mało nie stanęło.
   - Wiem. Już się nie mogę doczekać - oświadczył odsuwając się ode mnie. Powróciło to denerwujące uczucie, które kazało mi chcieć być blisko niego, najlepiej jak najbliżej.
   - Bróđir Dan, bróđir Nor - rozległo się wołanie na końcu korytarza. Nie minęła sekunda jak przybiegł do nas Island.
   - Tak? - spytaliśmy naraz.
   - Czy to prawda, że bierzecie ślub?
   - Słucham? - znów rozległy się oba nasze głosy, wyrażające skrajne zdziwienie.
   - Olaf mówił, że bierzecie ślub - wyjaśnił Is. Na Thora... Czy ten dzieciak* zwariował, żeby w ten sposób wszystko tłumaczyć.
   - Olaf nie miał tego na myśli - zacząłem. - Chodziło mu raczej o to, że unia dla państwa jest prawie tak ważna jak dla ludzi małżeństwo, ale nie jest równoznaczna. Gdybyśmy byli razem z Danem ludźmi, nie moglibyśmy wziąć ślubu.
   - Dlaczego? Przecież się lubicie - zdziwił się Emil. Pogładziłem go po platynowej czuprynie.
   - Dwóch mężczyzn nie może wziąć ślubu - dodał za mnie Mathias.
   - Dlaczego?
   - Jesteś jeszcze za młody, by zrozumieć - westchnąłem. - Obiecuję, że kiedyś jeszcze o tym porozmawiamy. A teraz zmykaj spać, dobra?
   - Yh... Dobrze... - powiedział zawiedziony i pobiegł skąd przyszedł. - Dobranoc - zawołał zanim zniknął za rogiem.
   - Powinieneś pilnować swojego króla, żeby więcej nie wygadywał Isiowi bzdur - zwróciłem się do Dana.
   - Od jutra to też twój król - odparł.
   - No tak... Teraz już nic na to nie poradzę - uznałem, unosząc nieco kąciki ust.
   - Czyżbyś się uśmiechnął? - zachwycił się Mathias. - Masz naprawdę cudowny uśmiech - wypalił.
   - Hę? Dziękuję... To miło z twojej strony, że tak myślisz - powiedziałem jak najmilszym tonem, jakim byłem w stanie mówić. Jego uśmiech zawsze mnie zmiękczał. Starałem się opierać temu uczuciu, ale nie zawsze mi to wychodziło.
   - Ja tylko stwierdzam fakt - oświadczył. - Dobranoc - pożegnał mnie, uściskając i całując w policzek. Zdziwiło mnie, że nagle serce zaczęło mi szybciej bić. Nie był to strach, bo czego miałbym się bać? Dan był głupi i czasami zachowywał się skrajnie nierozważnie, ale wiedziałem, że nigdy nie zrobiłby mi krzywdy. Poza tym, to zwykły całus w policzek, co w tym strasznego? Jednakże nie potrafiłem powiedzieć, o co chodziło temu durnemu sercu, chyba chcącemu wyrwać mi się z piersi.
   - Ile razy mam to jeszcze powtórzyć? - powiedziałem prawie natychmiast wyrywając się z jego objęć.
   - Co?
   - "Czy wyglądam ci na dziewkę, że mnie całujesz, idioto?" - zacytowałem własne słowa.
   - Przepraszam - wyszczerzył się. - God nat, Lukas.
   - God natt - odpowiedziałem i wszedłem do swojej, jednocześnie najbliższej komnaty. Nadal czułem bicie własnego serca, tak gwałtowne i uporczywe, jak walka dzikiego ptaka ze zbyt małą klatką. Rozpaliwszy ogień w kominku, podszedłem do łóżka. Było większe niż to, do którego przywykłem, ale zwyczajnie muszę się przyzwyczaić, że spędzę w tym zamku kolejne lata. I na pewno nie będzie to tylko czas panowania Olafa. Dokładnie to z Danem zaplanowaliśmy, nawet jeśli nikt poza Margaret o tym układzie nie wiedział. Najbardziej mnie zdziwiło, że właściwie cieszyłem się z tego powodu. Już kilka razy mieszkałem z Mathiasem i za każdym razem coraz trudniej było mi się z nim rozstać. Przez chwilę nawet wydawało mi się, że to miłość, ale przecież nie potrafiłem kochać. Jedyne, co kochałem to te nieliczne wioski na moich ziemiach, otoczone przepięknymi górami, powciskane między zachwycające fiordy i jeziora. Byłem skrajnym egoistą, tacy ludzie nie potrafią kochać innych. A jednak wszystko wskazywało na to, że do miasteczek i wsi, gór i dolin, jezior i morza, dołączył pewien głośny, niebieskooki, wiecznie nieuczesany, blond idiota, wkurzający mnie od ósmego wieku po Chrysusie, w którego wiarę narzucił mi razem ze swoim nieco kopniętym, acz równie wkurzającym królem, około czterech wieków wcześniej.
   Jednak nie miałem żadnej pewności, że on mnie zechce. Właściwie, miałem wiele powodów by przypuszczać, że mnie nie chce. Po pierwsze, najważniejsze, wolał dziewki. Przynajmniej tak mogłem przypuszczać po naszym pierwszym spotkaniu. Po drugie, traktował mnie jak brata. Całą naszą czwórkę miał za braci. Mnie, Islandię, Szwecję, a nawet Finlandię, który właściwie nie miał z nami wiele wspólnego. Po trzecie, nawet jeśli myliłbym się w poprzednich przypadkach, w co szczerze wątpię, to nie wiem, co mógłby we mnie widzieć...
   - Na Thora! Daj sobie spokój, idioto! - krzyknąłem, próbując się wyrwać z kręgu ponurych myśli.
   - Bróđir? - usłyszałem głos Emila przy drzwiach. Widocznie nie zauważyłem jak wszedł. - Wszystko w porządku?
   - Tak... Nie... Nie wiem... - westchnąłem. - Ale to nie ważne... Poradzę sobie.
   - Wyglądasz na smutnego - oznajmił podchodząc i siadając koło mnie na pościeli.
   - To nic takiego. Po prostu się nad czymś zastanawiałem. Nie musisz się tym martwić - dodałem.
   - Mi możesz powiedzieć, bróđir. Zawsze będziesz mógł - oświadczył obejmując mnie trochę pokrzepiająco. Pomyślałem, że to były bardzo dojrzałe jak na jego wiek słowa, jednak czasem zwyczajnie mylił mnie jego wygląd. Od dwunastego wieku niewiele sie zestarzał. Mimo iż miał już około pięciuset lat wciąż wyglądał jedynie na trzynaście, może nieco mniej. Ja w jego wieku byłem dużo dojrzalszy fizycznie. Może była to wina tego, że jakby nie patrzeć, Islandia to mała wyspa, wielu ludzi sie na niej nie zmieści, a to od nich zależy nasz wygląd.
   - Czasem zapominam, jak jesteś dojrzały przez twój wygląd. - uśmiechnąłem się. - Jeśli będę tego potrzebował, to przyjdę do ciebie. A teraz już lepiej idź do siebie. Czemu jeszcze nie śpisz?
   - Mój pokój jest straszny. Mogę spać z tobą?
   - Jasne. Zmieścimy się obaj - stwierdziłem. Kładąc się, patrzyłem jak Is turla się przez całe łóżko na drugą stronę, w końcu mało z niego nie spadając. Uśmiechnąłem się i złapałem go za tunikę.
   - Dziękuję - powiedział wciskając się pod kołdrę.
   - God Natt.
   - Goda nott - odpowiedział. Już chwilę później słyszałem jego miarowy oddech. Ja nie mogłem zasnąć jeszcze przez pewien czas. Męczyły mnie te same myśli, co wcześniej. - Czy bróđir Dan ma coś wspólnego z tym, co cię trapi? - usłyszałem nagle.
   - Na Odyna, nie strasz mnie. Myślałem, że już śpisz.
   - Przepraszam.
   - Tak, ma. Ale to nie jego wina, jeśli o to ci chodzi.
   - To dobrze. Bo musiałbym być na niego zły - oznajmił.
   - Nie musiałbyś - poprawiłem go, gładząc po rozczochranych włosach. - Nawet jeśli to byłaby jego wina. To też jest twój brat. Powinieneś go kochać.
   - A ty go kochasz? - na bogów, dzieci są takie upierdliwe... Jednak nie potrafiłem go okłamać.
   - Tak.
   - Ale inaczej niż ja?
   - Tak - odpowiedziałem bez namysłu i odwróciłem się do Emila plecami. Nie znosiłem gdy widziano mnie w chwilach słabości.
   - Tak jak ciocia Margaret wujka Haakona? - dopytywał się. Rozśmieszyło mnie, jak dobrał rodzaje.
   - Nie wiem, Is. Nie wiem. To wszystko jest zbyt skomplikowane.
   - Jeszcze wszystko sie ułoży - pocieszył mnie. - I weźmiecie ślub - dodał dobitnie. Wybuchnąłem śmiechem i gdyby nie grube mury, zapewne obudziłbym Mathiasa.


   Z rozmyślań wyrwał mnie dźwięk wydawany przez ciało uderzające o podłogę.
   - Łokurde - jęknął Dan podnosząc się do pionu.
   - Wciąż jesteś pijany, czy co? - zażartowałem.
   - Nie, tylko głowa mnie boli... - dodał sięgając do torby.
   - Temu to się akurat nie dziwię - odparłem usiadłszy na łóżku. Ni z gruchy ni z pietruchy Mathias klęknął przede mną i chwycił za ręce.
   - Nie mów mi, że chcesz zrobić to, co myślę że chcesz.
   - Lukasie Sigurdzie Bondeviku, czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moim mężem, gdy tylko będzie to możliwe? - spytał uroczystym tonem, jednocześnie otwierając puzderko z pierścionkiem z maleńkim, srebrno-niebieskim krzyżykiem. Musiał go sporo kosztować, bo pewnie był robiony na zamówienie. A mnie zwyczajnie odebrało mowę. W dodatku, nawet jeśli mógłbym coś powiedzieć, nie wiedziałbym co. Miałem absolutną pustkę w głowie, myślałem jedynie "On mi się oświadczył. Na bogów, on MI się OŚWIADCZYŁ! No odpowiedz mu, do cholery!"
   - Tak... - odpowiedziałem niemal bezgłośnie. - Tak, tak, tak - powtórzyłem zsuwając się z łóżka i obejmując go za szyję.
   - S-serio?
   - Tak, idioto, tak. Ale pierścionka nie założę.
   - Nie będę cię zmuszał.
   I klęczeliśmy tak na podłodze przez kilka minut w ciszy, zastanawiając się, czy to naprawdę się zdarzyło. Ja nie dowierzałem w jego propozycje, a on w moją zgodę.

_______________
*Olaf w momencie zawierania przez Danię i Norwegię unii miał 10 lat. Nie cieszył się panowaniem długo, bo zmarł w wieku lat 17. Po nim rządy przejęła jego matka, Małgorzata I (przez Isia nazwana ‘ciocią Margaret’)
Tytuł to oczywiście Jesień (wredny dA)

I tym sposobem kończymy tę krótką, lecz rozłożona w czasie seryjkę. Stety, niestety, nie udało mi się zawrzeć tu wszystkich fragmentów historycznych, które chciałam zawrzeć, więc jestem zmuszona napisać bonus. Oprócz dokończenia najważniejszych wydarzeń w historii Norwegii, chciałabym przedstawić je z perspektywy Danii, bo jego uczucia przecież też są w tym wszystkim ważne.
Jeśli chodzi o te pierdoły z magią, to gdyby kogoś interesowało to bardziej, to można śmiało pisać do mnie w notkach :3

Wspomniany tu Sven jest wytworem mojej chorej wyobraźni, głównym bohaterem opowiadanie o roboczej nazwie "Wyspa Dusz".

BTW, ledwo się skapnęłam, że to już 20 (buwahahaha urodziny za tydzień), więc dobrze, że opis miałam już gotowy, bo teraz bym pewnie już nie napisała wszystkiego, co chciałam.
Mam też nadzieję, że nie ma tam za dużo błędów, bo nie sporawdziłam (SNK i RiRen wzywa (Claire, nie bij))
© 2013 - 2024 aka-kuro-ame
Comments37
Join the community to add your comment. Already a deviant? Log In
TheNordics's avatar
Ja i to moje tempo komentowania...

Co ja mam ci rzec, chyba juz nagadałam sie po tym jak za pierwszym razem m wysłałaś tą pracę. Pozwolę sobie jednak powtórzyć, że jest świetna i co jakiś czas czytuję całą serię. Jest ona jedną z moich ulubionych, a niektórymi częściami mam wspomnienie z życia ospbistego, których zapomnieć nie chcę. (Tak jakoś się zdarzyło, że wychodziły w czasie do nich zbliżonych)
Uwielbiam cię za tą serię i wierz mi, że jeszcze nie raz do niej powrócę, zwłaszcza do ciętego języczka Iśka~